On był stukotem butów o kamienny bruk
Gdy martwe ulice milczały jak grób
Był śmiechem diabła w zadymionej spelunie
Krzykiem radości w rozgrzanym tłumie
Daleko od nieba, by czuć jego nudę
Daleko od piekła, by chłonąć jego żar
Spójrz na nią znów, do świtu tyle czasu
A w jej oczach widać tylko strach
Dym papierosów gryzł go zawsze w oczy
Gdy patrzył, jak budzi się dzień
Biegł do swojej kochanki, choć to wróżyło zgubę
A w jego młodych żyłach zawsze wrzała krew
[Refren]
Wolał by śmierć była jego kochanką
Wolał co noc czuć jej gorzki smak
Lecz ta penera była nic nie warta
Dlatego poszedł szukać jej w świat
Iwan, Iwan czekaj na nas tam!
Iwan, Iwan i na nas przyjdzie czas!